Centrum terapii i informacji
Marta Motyl

 

W niedzielę gościłam w Centrum Terapii Zaburzeń Odżywiania w Poznaniu. Bardzo miło wspominam to kameralne spotkanie. Szkoda, że nie zainteresowały się nim osoby spoza ośrodka, które zmagają się z anoreksją i bulimią. Czy bały się przyznać do swoich obecnych/dawnych problemów? Nie wiem, ale szanuję to i ich potrzebę prywatności w ich chorobach. Powieść czyta i przeżywa się w zaciszu siebie. Nie trzeba nikomu przy tym przyznawać się, że przechodzi się przez podobne trudności, jak jej bohaterka. Jeżeli mojego bloga czytają osoby z podobnymi problemami, jak Alicja (bohaterka powieści) – zachęcam je do kontaktowania się ze mną – tutaj poprzez opcję wiadomości prywatnych, na facebooku, albo na maila: marta_butterfly@o2.pl Na pewno zachowam te listy dla siebie i na nie odpowiem. Wydobycie z siebie pewnych emocji naprawdę pomaga, co mogę potwierdzić na własnym przykładzie :)

 

Najpierw opowiem Wam o Centrum, a później o samym spotkaniu. Notka będzie dłuższa, ale mam nadzieję, że ciekawa dla Was i zapraszam do doczytania do końca.

 

Plan, by założyć ośrodek, gdzie osoby cierpiące na zaburzenia odżywiania będą leczone w warunkach przypominających domowe, narodził się w głowie Anny Mazur. Odkąd pamięta, chciała być psychologiem. Zna bardzo dobrze problematykę zaburzeń odżywiania. Tworząc Centrum Terapii Zaburzeń Odżywiania, wzorowała się na przykładach podobnych miejsc w Wielkiej Brytanii. Poznańskie Centrum http://www.ctzo.org/ działa od marca tego roku. Gdy pacjentka decyduje się zostać w nim przez okres turnusu (6 tygodni), wówczas ma zapewnioną całodobową opiekę. Można też dojeżdżać np. tylko na ustalone spotkania i na wybrane zajęcia. Ośrodek jest przytulny, urządzony w jasnych i pastelowych kolorach. W pełni popieram pomysł uzdrawiania w takim otoczeniu, przyjaznym pacjentkom (na stronie internetowej można przejrzeć zdjęcia wnętrz). Pełna terapia jest wielowymiarowa. Obejmuje m.in. indywidualne rozmowy z psychologiem, zajęcia grupowe, ćwiczenia relaksacyjne, terapię poprzez sztukę (!), muzykę, taniec i wiele innych. Bardzo podoba mi się plan zajęć, które dotyczą zaburzeń obrazu ciała – na nich uświadamiany jest pacjentkom wpływ mediów i społeczeństwa na to, jakie mamy oczekiwania wobec sylwetki.

 

Niestety, terapia w Centrum jest kosztowna (Anna Mazur wyjaśnia zainteresowanym, z czego wynikają takie, a nie inne ceny), a nie refunduje jej NFZ. Dzieje się tak z tego względu, że NFZ udziela finansowego wsparcia wyłącznie ośrodkom, które leczą również alkoholików i narkomanów. Sądzę, że takie postępowanie jest skandaliczne i jest dowodem na to, że NFZ nie traktuje poważnie anoreksji i bulimii. One wymagają specyficznego rodzaju leczenia. Wiadomo, że pobyt w takim Centrum, jak to poznańskie, jest znacznie bardziej komfortowy dla pacjentki (często bardzo młodej, wkraczającej w życie dziewczyny), niż znalezienie się w szpitalu czy w ośrodku dla uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Anna Mazur ma jeszcze rozmawiać z NFZ i trzymam kciuki, by przeforsowała swoje racje.

 

Założycielka Centrum prowadzi też stronę na facebooku, którą serdecznie polecam każdej kobiecie. Autorka konfrontuje na niej np. wzorce z kultury popularnej z rzeczywistością i odsłania tajniki retuszowanych zdjęć. Zachęca na niej też do tego, by akceptować siebie i uwierzyć w moc swojej kobiecości. Jedna z fotografii

 

 

z podpisem: ”Przeciętna, kobieca figura w starciu z manekinem”. Umieszczam akurat to zdjęcie, bo sami wiecie, jak mnie intryguje motyw manekina… Chyba ciągle się z nim zmagam, na różne sposoby, w sztuce i w sobie (źródło zdjęcia: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=538354369541173&set=a.528518173858126.1073741826.481947611848516&type=1&theater)

 

Jestem zauroczona Anną Mazur, młodą kobietą (jest starsza ode mnie o dwa lata), która – mimo trudności – wierzy w to, co robi i poświęca temu mnóstwo czasu i zapału. Obecnie stara się rozreklamować Centrum i przyjmuje pierwsze pacjentki.

 

Jak przebiegało samo spotkanie autorskie?  Opowiedziałam na nim o wątkach, które poruszyłam w książce i o osobie bohaterki. Później odpowiadałam na pytania od prowadzącej spotkanie, czyli Anny Mazur i na pytania uczestników. Bardzo ciekawe było to dotyczące autodestrukcji w sztuce i co ona daje artyście. Do głowy przyszedł mi przykład Mariny Abramović i jej działań performatywnych, w których okaleczała swoje ciało. Moim zdaniem ból, który człowiek zadaje sobie sam (niezależnie, czy zajmuje się sztuką, czy nie), jest dla niego ucieczką. Wówczas mocno przeżywa to, co sam „ustala” i odcina się od cierpienia, związanego z różnymi problemami, czy z innymi ludźmi. Autodestrukcja jest również sposobem na ukaranie siebie i ukojenie w ten sposób wyrzutów sumienia, że nie sprostało się oczekiwaniom. Może być też metodą na wydobycie z siebie przemilczanych, trudnych emocji i odreagowanie ich na sobie. Po działaniu destrukcyjnym przychodzi  pozorne uspokojenie, wrażenie wyzwolenia. Nie krytykuję nikogo, kto przechodzi przez takie stany, bo je rozumiem. Jednak one nie rozwiązują problemów, a je potęgują i nie można pomijać tej kwestii. Rozmawiałyśmy również o tym, że kobiety od wieków dążyły do tego, by sprostać stawianym im wzorcom i jak to przekłada się na współczesną kulturę masową.

 

Opowiadałam też o recenzjach powieści, które najbardziej mi się podobały i tych, które mnie zabolały. Rozważałyśmy problem, który pojawił się pod wywiadem ze mną na jednym z portali internetowych. Dotyczył tego, czy mam prawo pisać o anoreksji, jeżeli na nią nie chorowałam i czy schudłam „wystarczająco” wiele (absurd). Potwierdziłam, że nie zdiagnozowano u mnie choroby, a skłonności do takich zachowań. Sądzę, że osoba pisząca książkę sama decyduje, czy jest w stanie podjąć dany temat. Odnosząc się do tego, najlepiej jest konfrontować wątpliwości z tekstem książki i wtedy się wypowiadać. Uznałam, że przeszłam tyle różnych przeżyć związanych z zaburzeniami odżywiania (podczas mojego intensywnego chudnięcia i później), że mogę je opisać, zachowując prawdę emocjonalną. Pracując nad powieścią, autor zagłębia się w pewną tematykę, zestawia też swoje wrażenia i przemyślenia z lekturami, Internetem i sama zrobiłam podobnie. Przecież nie trzeba mordować, by pisać kryminały.

 

Wciąż przychodzą do mnie „podszepty” dawnych demonów i wiem, że łatwo nie zamilkną. Przy zderzeniu się z nimi trzeba wciąż na nowo podejmować decyzję, co wybieram: więzienie, które stworzę przy pomocy anoreksji i bulimii, czy wolność i życie z całych sił. Nie chcę moralizować, bo sama nie jestem „święta”. Ważna jest dla mnie szczupła figura i różnie u mnie bywa. Jednak bardzo kocham wolność.

 

Jestem wdzięczna za to, że mogłam złożyć wizytę w takim Centrum i poznać je „od środka” oraz spotkać się z osobami zainteresowanymi moją książką.

 

Trzymam kciuki, by  inicjatywa Anny Mazur się udała!



Źródło: http://zwierciadlo.pl/uzytkownicy/martamotyl/blog/109034

 

 

Nasi Partnerzy